Mam na imię Lucy - Elizabeth Strout


Wydawnictwo Wielka Litera, 2016

Liczba stron: 107

Lucy trafia do szpitala na prosty zabieg, po którym miała wyjść po kilku dniach, jednak jej stan się pogarsza i lekarze nie wiedzą dokładnie dlaczego. Ostatecznie bohaterka spędza w szpitalu  kilka tygodni.
Z powodu nieprzewidzianej choroby oraz z powodu dużej tęsknoty Lucy za dziećmi i mężem, jej mąż postanawia sprowadzić matkę Lucy, aby chociaż przez kilka dni zaopiekowała się córką.
Dla kobiety jest to wielka niespodzianka, że po kilku latach nie widzenia swojej matki, ta przyjeżdża do niej do szpitala i spędza z nią czas. Matka wręcz nie odstępuje jej na krok, W nocy czuwa na szpitalnym krześle w sali Lucy.

Matka i córka wspominają w szpitalnej sali, różne zdarzenia z dzieciństwa. Matka opowiadała jej o dawnych znajomych z dzieciństwa córki. Przypomina o krajobrazach z rodzinnych okolic. Matka jest dość oschłą osobą, która nie okazuje swoich uczuć, ale sama obecność jej przy łóżku córki, wiele znaczy dla Lucy. Czas, kiedy kobiety milczą, ale przebywają w jednym pomieszczeniu, nie jest dla nich męczący, wręcz przeciwnie spędzają go na swoich własnych rozmyśleniach. Lucy rozmyśla o swoim dzieciństwie, tajemnicach z przeszłości, o swoich małżeństwie i niespełnionym marzeniu zostania pisarką.

Krótka rozmiarem i prosta przekazem książka Elizabeth Strout ukazuje problem, że trzeba zrozumieć i pogodzić się z przeszłością aby można było się odnaleźć w teraźniejszości.

Etykiety: , ,